#19 – Jest dobrze

[kolumny][lewa]

[/lewa][prawa]

04.1.2019

Jest dobrze

Tu na początek ułożyłem jakieś zdanie wczoraj, powiedziałem je Ewie żeby nie zapomnieć. Na zastępstwo napisałem o tym, bo oboje nie pamiętamy, co to było, a było to fantastyczne rozpoczęcie, wręcz Oskarowe. Nagle grudzień. Pierwszy raz w życiu mikołajki w żłobku. Jesteśmy rodzicami, zajętymi swoimi dziećmi, nie mamy czasu nawet nikogo poznać. Styropianowe choinki przystrajamy w pluszowe kulki na klej, który nie trzyma. Rozglądamy się po żłobku. Choinkę z Milkołajem, bąbkę z Lilianką. Przeżywam to, jako tatuś. Dzieci nie mówią do mnie inaczej niż tatuś. Mikołaj mówi „tatusia”, czyli to chyba jest skrzyżowanie mamusi z tatusiem. Dzieciaki są przewspaniałe. Wymyśliłem słowo, które to określa – szwarno. Dzieciaki są szwarne. Niech szwarność będzie z tobą. Nawet na Szwarnogórze. Jest szwarno. Nowomowa, tom ósmy. Strona 93. Litera SZ jak szwarność. Tymczasem czekamy na uregulowanie rachunków z klientami. Czekamy na te przelewy, te końce, końcówki, początki, półmetki. Nie ma ich i nie ma. Bieda ponoć na święta, (ale nie było ich). Nie polecimy helikopterem, nie wynajmiemy odrzutowca, limuzyny. W ogóle nie szwarno. Nocami znowu pracuję. Kupiłem zielony klasyczny zakreślacz i odkreślam to, co już zrobione. Dochodzą nowe rzeczy. Dzieje się dużo. Wróciłem do malowania. Znalazłem swój język. W marcu wystawa. Kupiłem nowe pędzle o długim włosiu. Ciągnie się niemi długie kręte kreski. Nowa farba cudnie się rozprowadza. Nie chcę przestawać, nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z płótnem. Czysta medytacja obrazowana na powierzchni za pomocą linii. Szwarno na maxa.

A emocje, a co w warstwie pozawerbalnej? Przepływ prądu. Coraz lepiej rozumiem mój następny ruch. Niewypowiedziany spokój. Rzeczy dzieją się. Jestem spokojny. Rzeczy nie dzieją się. Jestem spokojny. Ufam. Sobie. Nie potrzebuję już pozwolenia. Idę – robię. Piszę – mówię. Jestem. Obecny, choć potrzebuję sobie o tym częściej przypominać.

Aktywność fizyczna zeszła na drugi plan. W pompkach ponad tygodniowe przerwy. Średnio, co dwa tygodnie. Przytyłem. Nabrałem trochę tłuszczu, trochę brzucha i trochę mięśni.

Bardzo niestabilny miesiąc finansowo, bardzo stabilny w sercu. Na święta zaś cała rodzina się rozchorowała. Spędziliśmy święta sami we czwórkę w domu. Było miło. Całkiem fajnie. Mieliśmy być w Siedlcach gdzie wiele rodzin na raz w pięknym dużym domu miało świętować zimowe przesilenie przebrane w religijną nakładkę na system. Trudno. Teraz patrzę jak znikają codziennie kolejne migające różnymi kolorami światełka na balkonach bloków nas otaczających.

Przed sylwestrem przyjechała mama. Dzieciaki bardzo czekały na babcię, ucieszone jak skowronki. Wchodzimy z moją mamą do domu, a tam entuzjazm tryska z serc tych małych ludzi. Mikołaj pokazuje babci koparki, Lilia po prostu ręce zaciska ze szczęścia, skacze, śmieje się. Coś niesamowitego. Rodzina. Mama została z dziećmi na sylwestra. Pojechaliśmy z Ewą do domku znajomego. Jakieś 100km od stolicy. Impreza na dwie pary i psa. Było świetnie. Gadaliśmy do późnych godzin. Potem w gierki na rzutniku. Filozofia zen, totalne odpuszczenie, po prostu rozłożyć się w fotelu i zdrowo ponapierdalać w bijatykę gdzie kombosy i fugi dodają plus ileś do punktów, których nikt nie liczy. Pierwszy stycznia. Rano. Dziesiąta. Pakowanie i po dziesiątej z rana w drogę do domu. Zdążyć na usypianie dzieci na dwunastą.

Coraz częściej istnieje we mnie miłość. Teraźniejszość. Tym silniej popadam w starego ja. Łapię balans. Coraz częściej. Teraz. A po nowym roku kolejne święta, na które ruszamy już jutro. Muszę się spakować. Albo nie muszę. Jest piątek. Czwarty stycznia, 23:52 na zegarze. Jest dobrze. Oddycham spokojnie. Wierzę w to, że wszystko, co trzeba zgubić, stracę, a to, co trzeba zyskać, zdobędę. Absolutnie. Po świętach w Białymstoku. Wracam i… SZWARNOŚĆ!

Święta w Białymstoku. Odbijamy przechorowane święta katolickie tymi prawosławnymi. Spotkanie z rodziną od strony taty. Zaskoczony jestem tą pozytywną szczerością. Jakimś rodzajem pojednania. Od lat, od dekad nie spędzaliśmy świąt w takim składzie. Bardzo pozytywnie. Choć nie wyznajemy żadnej religii to szanujemy je wszystkie i uwielbiamy spotykać się z rodziną. Dzieci rosną, a we mnie budzi się pytanie o to jak opowiedzieć o wartościach, które wyznajemy. Miłość. To trochę za mało. Tworzymy nowe mitologie, rytuały. Zimowe przesilenie to wspaniały czas odrodzenia słońca. Dzień zaczyna się wydłużać, wszystko dąży do powolnego wzrastania na nowo. Ja się rodzę po raz kolejny. Wiem, że po świętach rezygnuję z ryb. Mięsa zwierząt lądowych nie jem już z 8 lat. Pora na istoty z wody. Istoty zamieszkujące planetę ziemię. Nasz do nich stosunek niewiele mówi o nich, ale mówi wszystko o nas. O istotach, które zjadamy to temat na oddzielny wpis. Tymczasem wróciliśmy do stolicy. Do naszych żyć, do ogarniania, do pracy. Nie mam żadnych postanowień noworocznych, ale mam plan. Po pierwsze detoks jedzeniowy. Po drugie kolejny raz odstawiam wszystkie używki na jakiś czas. Po trzecie regularne ćwiczenia (żeby ciało doprowadzić do stanu, w którym czuje się dobrze). Po czwarte medytacje, które zaniedbałem w okolicach listopada. Po piąte mocne skupienie na sobie. Po miesiącach niszczenia i odrywania starej tożsamości jestem gotowy, aby wybudować nową. Jest plan, rzut, przekroje, schemat. Jest serce do działania. Jest miłość. Jest szwarno. Jest dobrze.

[/prawa][/kolumny]