#10 – 24 miesiące teraźniejszości

[kolumny][lewa]

[/lewa][prawa]

10.04.2018

10

Nagrody instant

Energia buja się w górę i w dół, w górę i w dół. Bujam się i ja. Marzec upłynął pod znakiem huśtawki. Sam ze sobą i dla siebie przeciwwagą, zabujany. Energia rosła i się kompresowała, a im bliżej do urodzin tym mocniej gniotła do ziemi i wznosiła do jonosfery. Czułem namacalnie fluktuację w ciele. Jednego dnia wulkanicznie wybuchałem pomysłami, tryskałem entuzjazmem, a następnego dnia ciągnięty po żwirze za koniem w galopie. Mocna mobilizacja, a za chwilę „daj nagród jakichś, cukru, alko, petów, daj popalić, filmów daj, na wszystkie obiady sushi i 7 niedziel w tygodniu, daj”. I wydychaj aż do dna płuc. I wdech aż do pęknięcia i jeszcze raz. To nie kryzys. To nie zmęczenie. To zator energetyczny, węzeł. To brak rozładowania, brak ujścia nagromadzonej energii. Nie ma tych wszystkich używek na co dzień, nie ma ich wieczorem, nie ma na łikendy, nie ma rozładowania instant, szybko, teraz. Można medytować, albo pójść na spacer, ale to wymaga czasu i jest takie pojedyncze. Bo jak idziesz na spacer to idziesz tylko. Jak medytujesz to tylko medytujesz. A wcześniej to było takie proste i bardzo multi: piwo + fajki + film + znajomi + 3 nad ranem recytujesz wiersz Pałacowi Kultury, a on ci odpowiada. Na drugi dzień wstajesz z rana o 16 i jedziesz z całym sezonem Narkos nie wychodząc z łóżka. Dziś nic takiego się nie dzieje no i w marcu mocno wracała tęsknota za tymi czasami, kiedy nie trzeba wstawać w nocy na karmienia, kiedy cały dzień można oglądać filmy.

Z okazji przesilenia w marcu byłem na ognisku z przyjaciółmi i od razu fajeczki na wejściu. Jedna za drugą. Jakbym nie mógł się napalić. Spaliliśmy Marzannę wraz ze wszystkim co niepotrzebne, całym bagażem nazbieranym z zimy. Potem, tuż przed urodzinami spotkanie z przyjaciółmi i wiśta wio ze wszystkim co pod ręką, bo przecież urodzinowy wieczór to trzeba świętować. A jak się świętuje? To już każdy się domyśla. Syndrom nagrody na żywo w akcji. Bo przecież miałem ciężki dzień, bo taka wymiana maili, bo mocno, bo intensywnie, bo ciężko, bo jestem tatą 8 dni w tygodniu, w dzień prowadzę kolektyw kreatywny, w nocy jestem projektantem, bo jestem głową rodziny, odpowiedzialny za nas czworo, za Space Monkeys za kontakty, za maile, za każde słowo i każdą kreskę w każdym projekcie, za wychowanie, karmienie i przewijanie, rozrywek dostarczanie i gdzieś w tym też jest sen. Ciśnienie w końcu gniecie, czas się kompresuje i żadnego rozładowania instant, żadnych małych nagród na co dzień, szybko, krótko i zwęźle. Nie ma czasu na wieczorne bumelowanie, nie ma też już na to chęci, bo wszystko to ma swoją cenę. Od 10 miesięcy mocny fokus na rozwój, na ogar i na edukacje. Mocne postanowienie żeby od urodzin jeszcze bardziej i jeszcze mocniej nie robić żadnych małych nagród, nie karmić się tanimi rozładowaniami, cisnąć w uber uwolnienie od wszystkiego. A tu nagle początek kwietnia, cała rodzina przy stole i moja mama z podsumowaniem – nawet z tatą się nie napijesz? – jak żyć? I się nie napiłem. Twardo. Mocno się nie napiłem. We mnie szaleje krucjata. Tytanowe odbicie od standardu, w którym inaczej nie radzisz sobie jak tylko korzystając z używek. Ludzie mówią: no pewnie, że tak, bo czemu nie, to łatwy i przyjemny sposób spędzania czasu, rozładowania napięć, socializowania się. Jeżeli nie jesteś w stadium alkoholika to jaki masz z tym problem? Właściwie nie mam żadnego. Po prostu tą drogę już znam, wiem jak się kończy, dokąd prowadzi, jaka jest w trakcie. Szedłem nią 22 lat. 22 lata utrwalania schematów i wzorców zachowań. Ja już zupełnie nie mam na to ochoty, a wzorce zachowań uwielbiają się powtarzać. Wszystko mi mówi, że mój pociąg jedzie po zupełnie innym torze, ale ta decyzja to codzienny wybór, który muszę podjąć. Łatwo jest powiedzieć sobie „tak piję, spoko polej mi” – tą decyzję w zasadzie podejmujesz raz i działa ciągle. Decyzję o rezygnacji trzeba podejmować za każdym razem do póki ten budowany 22 lata wzór w głowie nie zniszczy się do cna. Nie byłem tego świadomy wcześniej. Teraz jestem. Oglądam Marinę Abramowić na TedX i słyszę: „Jeżeli robisz tylko te rzeczy, które lubisz, to nic się nie zmieni w twoim życiu” – w moim sercu wybucha nagle pożar! Widzę to, czuję to, o czym ona mówi. Chcę to! Robię to. Cementuję fundament moich przekonań, że łatwe drogi nie są dla mnie. Nabieram dużo powietrza i cisnę hardkor swoich wyborów, bo już przeżyłem neonazistów, dresiarzy, nowotwór, patologię, wybite zęby, uzależniania i biedę. Teraz czas na zupełnie inne przygody i jestem na to gotowy! Oddycham swobodnie, luźny, bo pewny, że idę w dobrym kierunku, że dojdę tam gdzie chcę. Krok po kroku. Dobrego dnia.

[/prawa][/kolumny]