#24 – Excalibur

Excalibur

Ostatni miesiąc przed teraźniejszością. Co to oznacza dla dobrego gracza? Ostatnie dwa lata to była jazda bez trzymanki. Podróż bohatera, do którego nigdy nie przyszły przygody. Sam musiałem po nie pójść, zabiegać o nie, szukać ich. Tych przygód. A te przygody to ja. Ja sam. To nie przygody są fascynujące, to ja taki jestem. Fascynat życia, fascynat siebie. Odkryłem niesamowite prawdy. O sobie. Nauczyłem się, że na świecie nie ma niesamowitych rzeczy, są tylko ludzie tak niesamowici, że swoją niesamowitość wkładają w rzeczy, o których mówią: TO NIESAMOWITE! Ta chmura na niebie to tylko chmura, ale kiedy patrzysz niesamowitymi oczami to jest niesamowita chmura. To nasze interpretacje rzeczywistości definiują ją. Rzeczywistość sama w sobie nie jest jakaś, ani nie jest żadna, ona po prostu jest. Zawsze tu i teraz. Używamy swojego aparatu interpretacji, aby nadać jej znaczenie. Przez ostanie 2 lata skupiłem się na swoim aparacie interpretacji, aby go skalibrować, nadać mu nowe znaczenie. Żeby to zrobić musiałem rozłożyć na części moją osobowość, postać, którą przyjąłem za swoją, za siebie. Rozłożyć i rozpuścić. Wchłonąć. Zrozumieć, że nie jestem ani tym ani tamtym. Przede wszystkim nie czułem się sobą. Ogromna potrzeba zdjęcia wszystkich warstw i naleciałości, aby pod powierzchnią odkryć, kim naprawdę jestem. Kim chcę być. Dojść do rdzenia, zgubić wszystkie nadane imiona i nazwiska, tagi i metki, wyjść ze wszystkich szufladek i przegródek i poczuć się z tym najbardziej niekomfortowo w samym sobie jak to tylko możliwe. Niewygodnie, niezręcznie i nie dobrze. I dobrze!

Dwa lata temu prowadziłem w miarę ustatkowane życie, zbudowałem w miarę stabilną postać. Wiedziałem, co lubię, czego nie lubię, co chcę, czego nie chcę. Miałem poczucie, że raz po raz wychodzę ze strefy komfortu, co mnie rozwija i buduje. Nagle coś pękło. Poczułem, że to całe wychodzenie jest bezpieczne, komfortowe, że to część mnie i schematów moich zachowań. Poczułem, że postać, którą zbudowałem oszukuje mnie. Kłamie prosto w nasze oczy z dużym uśmiechem na twarzy. Prowadząc dalej tą postać nigdy nie stałbym się tym, kim jestem dziś. Nigdy nie wyszedłbym z prawdziwej strefy komfortu. Pozorna siła, którą epatowałem z dumą, musiała się rozsypać pod naporem prawdy. Moje ego zagrało rolę swojego życia mówiąc mi, że jestem wolny. Nie byłem. Nie byłem sobą. Byłem postacią. Aparat interpretacji stracił ostrość na lata. Wszystko musiało się rozłożyć i zbudować od nowa.

Jestem radykalnym człowiekiem. Skaczę na bungie, kąpię się w przeręblu przy -17, chodzę po rozżarzonych węglach, czekam na skok ze spadochronem, robię jednodniowe posty, dochodzę do 115 pompek w jednej serii, świadomie pakuję się w trudne sytuacje, dążę do konfrontacji, podejmuje wyzwania, których większość z nas unika. Zrzuciłem sobie bombę na głowę. Postanowiłem odmienić większość dotychczasowych wyborów i decyzji. Jeżeli wcześniej lubiłem zielony to teraz wybieram żółty. Jeżeli wcześniej zawsze chodziłem w takich butach to teraz kupuję zupełnie inne. Zacząłem wymieniać po kolei nawyki i przywary. Zmieniać codzienne wybory życiowe. Podejmować skrajnie inne decyzje. Przez większość życia świadomie chciałem się nie określać, zawsze biorąc pod uwagę relatywność i tymczasowość rzeczywistości. Nawet, kiedy byłem pewny, że mam rację dopuszczałem do głosu tą relatywność i ulegałem, bez kłótni, pozwalałem ludziom mieć swoje błędne założenia, bo relatywnie to wszystko jest prawdą. Bałem się, że jeżeli zajmę opozycyjne stanowisko to ludzie nie będą mnie lubić, nie będą chcieli się spotykać, zostanę odrzucony. Bałem się. Moje niepewności drajwowały życie, które płynie przeze mnie. Ostatecznie bałem się do tego przyznać przed samym sobą. Bałem się bycia radykalnym człowiekiem, którym jestem. Patrzyłem jak ludzie mają opinie na każdy temat i wydawało mi się to miałkie. Opinie często dotyczą tylko tego, co na powierzchni, rzadko, kiedy operują na głębokich poziomach. Nie chciałem być jednym z nich, tworzyć bezużytecznych opinii na płytkie tematy. Ślizgać się po powierzchni nigdy nie dotykając istoty. Całe życie interesowała mnie właśnie istota rzeczy. Z natury jestem istotą, która pragnie rozważać tylko to, co istotne. Operowanie na schematach i wzorcach, widząc większe struktury, dostrzegając głębsze prawdy. Nagle okazało się, że widzę wszystko tylko nie widzę siebie. Rozpuszczony w osobowości, w postaci, w strachu przed istotą samego siebie. Bałem się dojrzeć do siebie. Zobaczyć, kim jestem i być tym. Przestać myśleć, co WY o mnie myślicie. Chcieć odpuścić wszystkie obrazki na swój temat i wrócić do źródła. Do prawdy o sobie. Nie znajdzie się jej w przeszłości, nie wydarzy się ona w przyszłości. Jest tylko tu i teraz. Zawsze teraz. Wieczne teraz. Jestem. Teraz. Teraz jestem sobą. Nie boję się już swoich idei, swoich myśli, swoich przekonań. Nie boję się o tym opowiadać i nie obchodzi mnie, co TY o tym myślisz. Przeszedłem niebywałą drogę, zamknąłem niesamowite rozdziały mojego życia. Pożegnałem się z przeszłością, wszystkiego nauczyłem się sam. Doświadczyłem piekła, nieba i nicości. Uwolniłem się od traum, od postaci, od ludzi. Transformując energię swojego życia. Transformując siebie. Przestałem uciekać przed przeszłością, gonić za przyszłością. Zrozumiałem wieczność w sobie. Pokój w sercu. Spokój w głowie. Osiągnąłem balans i wiem, że nic nie jest stałe. Wszystko to istnieje tylko teraz. Tak jak długo utrzymuję ten stan i nie pozwalam się wybić z rytmu, z częstotliwości drgań, tak długo jestem. Nadal daje się porwać wirom, uciekam z teraz, zapominam i nie ma mnie. Wtedy wstaje i jestem, odrodzony, zmartwychwstały, nowy, świeży, naturalny. Już nie buduję zewnętrznych murów tylko wewnętrzną moc. Już się nie bronię, bo już nie możesz mnie skrzywdzić. Już nie jestem tym, kim byłem. Jestem tym, kim chciałem być, tym, kim jestem. Zawsze nim byłem. Podróż bez ruszania się z fotela. Cały czas jesteśmy na miejscu. Wszyscy. Złudzenia podróży to tylko nasze wierzenia w to, że musimy przebyć drogę, aby dokądś dojść. Musimy się zmagać, aby uwolnić siebie. Podróż bohatera. Zataczamy krąg i wracamy do domu w sam raz na koronacje. Moją koronacje. Jestem królem. Silniejszy niż kiedykolwiek, wyciągnąłem miecz z kamienia, pokonałem demony, udowodniłem, że jestem godzien miłości. Stałem się miłością. Jestem. Ja jestem. A ty?